Teatralne interpretacje wielkich powieści Dostojewskiego mają we Wrocławiu długą tradycję. Całkiem świeżo oglądaliśmy na głównej scenie Teatru Polskiego premierę „Braci Karamazow” w reżyserii Stanisława Melskiego – spektakl równie monumentalny, co ciężki i (zbyt) dosłowny. Widzowie z dłuższym stażem mogą pamiętać idące w przeciwną stronę, awangardowe wystawienie „Biesów” w reż. Krzysztofa Gorbaczewskiego z 2010. Na scenie Capitolu wystawiono „Idiotę” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka. Własną, ciętą i ironiczną interpretację „Biesów” wystawił w Legnicy Jacek Głomb z okazji 40-lecia sceny.
Ogromną zaletą kameralnego, zagranego w czteroosobowej obsadzie spektaklu „Teatru na Bruku” jest tekst sceniczny. Adaptacja wielkich dzieł Dostojewskiego na potrzeby teatru jest zadaniem trudnym. Wielowątkowe, wielopłaszczyznowe społeczno- filozoficzne- religijne, liczące setki stron powieści traktowane są zwykle albo jako materiał do historycznej rekonstrukcji (Melski w Teatrze Polskim) albo jako materiał wyjściowy do awangardowego uwspółcześnienia – mającego w końcowym efekcie luźny związek z pierwowzorem.
Wystawiona na Ołtaszynie „Zbrodnia i Kara” awangardowa z pewnością nie jest – jest to solidnie, klasycznie zagrana etiuda obracająca się wokół kryminalno- śledczo- psychologicznego wątku powieści.
Decyzja o takim przykrojeniu ogromnego materiału powieściowego zmienia nieco rozkład akcentów i wag postaci. Wbrew tytułowi, centralną postacią jawi się (również za sprawą znakomitej kreacji aktorskiej Marka Oliwy) sędzia śledczy Porfiry Pietrowicz – w powieści postać raczej poboczna, choć intrygująca i zagadkowa (jedna z kilku podobnych u Dostojewskiego – pokrewna nieco enigmatycznemu narratorowi pisanych kilka lat później „Biesów”, o którego tożsamość i rolę literaturoznawcy spierają się do dziś).
Grający Raskolnikowa Bogdan Michalewski ma więc zadanie niełatwe, tym bardziej, iż doświadczony aktor i animator wiekowo lokuje się bardziej w kategorii „profesor” niż „student” (choćby i były…). Obawa bezzasadna – sceniczną energią szef „Teatru na Bruku” mógłby zawstydzić większość dzisiejszych 23-latków.
Pozostałe role – Sonii (Sylwia Drzycimska) ora wcielającego się zarówno w nieszczęsnego Mikołkę (malarza- starowiercę) jaki i kilka innych postaci epizodycznych Wojciecha Gabrysia wypadają profesjonalnie i stylowo. Dekoracje są bardzo skromne, z epoki – dobrze podkreślają duszną, ciemną atmosferę spektaklu. Być może dlatego zdecydowanie lepiej wypadają w nim fragmenty ciche (błogosławieństwo Sonii przy świecach – scena bardzo ładna plastycznie) niż „wielka improwizacja” Raskolnikowa.
Wyjście na spektakl „Zbrodnia i Kara. Raskolnikow” najlepiej poprzedzić… odświeżeniem znajomości samej „Zbrodni i Kary”, pięknej, głębokiej i zaskakująco współczesnej powieści, nad którą ciąży klątwa szkolnej lektury. Przedstawienie „Teatru na Bruku” czyni ją nieco lżejszą.
Maciej Wełyczko
Foto: Gazeta Sąsiedzka
Napisz komentarz
Komentarze