„Bracia Karamazow” są więc obietnicą porządnego teatru w starym stylu, z tekstem podanym „po bożemu”, w kontrze do modnych, postmodernistycznych trendów – jest to obietnica, w znacznej mierze, dotrzymana.
Jaka to sztuka? W kolejności: religijna, mroczna, trudna, długa. Ten zestaw określeń przypadłby zapewne do gustu samemu Dostojewskiemu. Nic dziwnego. Niewielu ludzi polskiego teatru zna i rozumie twórczość Dostojewskiego tak, jak Stanisław Melski. Niewielu zbierało laury na festiwalach teatralnych w Rosji. Melski podszedł do ostatniej, ogromnej objętościowo powieści Dostojewskiego z wyjątkowym pietyzmem – na scenie pojawiły się niemal wszystkie powieściowe wątki i postacie.
Do silnych punktów przedstawienia zaliczyć można z pewnością oszczędnie wykorzystywaną, lecz piękną muzykę Piotra Matuszewskiego i świetną scenografię Małgorzaty Żak. Role męskie to szerokie spektrum tonacji – od burleskowego ujęcia piekielnego tatusia Fiodora Karamazowa (Dariusz Bereski) po cichą i skupioną rolę Iwana kreowaną przez Marcina Piejasia – to być może najlepsza rola w tej sztuce.
Wśród pań prym wiedzie znakomita Monika Bolly w roli pani Chochłakow.
Ujęcie kluczowej postaci mrocznego świata Karamazowów – uwodzicielskiej i tragicznej zarazem Gruszeńki (Beata Śliwińska) – to chyba lekki ukłon w stronę współczesnych gustów publiczności.
Przedstawienie, raz jeszcze wypada to powtórzyć – jest trudne w odbiorze, sceniczne tempo rozkręca się powoli – warto jednak zmierzyć się z „Braćmi Karamazow”; ponury rosyjski geniusz ma sporo ważnych rzeczy do powiedzenia także w drugiej dekadzie XXI wieku.
MW
„Bracia Karamazow” wg. Fiodora Dostojewskiego, reżyseria Stanisław Melski, scenografia Małgorzata Żak, muzyka Piotr Matuszewski, premiera 14 marca 2018 na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Pełna informacja na stronie Teatru Polskiego we Wrocławiu
Foto: Teatr Polski we Wrocławiu