Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 22 listopada 2024 08:07
Reklama jak rozmawiać ze sztuczną inteligencją

Ludzie w Kobierzycach to pasjonaci!

W dniach 10 i 11 maja do Kobierzyc z wizytą szkoleniową zawitał trener reprezentacji Polski piłkarek ręcznych Leszek Krowicki – ostać w polskim handballu nietuzinkowa. Trener, który przez ponad 20 lat z ogromnymi sukcesami prowadził przede wszystkim niemieckie, żeńskie kluby. Pasjonat piłki ręcznej. Z selekcjonerem reprezentacji Polski rozmawiamy o drużynie KPR-u Gminy Kobierzyce, systemie szkolenia, o tym jaka jest różnica między prowadzeniem żeńskich i męskich zespołów oraz wielu innych sprawach – ważnych nie tylko w sporcie.
Ludzie w Kobierzycach to pasjonaci!

Panie trenerze, głównym celem pańskiej wizyty w Kobierzycach była promocja zdrowia i aktywności fizycznej dzieci poprzez uprawianie piłki ręcznej. Podczas swojego pobytu wizytował Pan szkoły podstawowe na terenie gminy, oglądał treningi sekcji dziecięcej. Jakie najważniejsze informacje chciał Pan przekazać młodzieży?

Wszyscy ludzie związani z piłką ręczną w naszym kraju, czyli trenerzy, działacze, kibice i dziennikarze ciągle mówimy, że chcielibyśmy polepszyć poziom sportowy tej dyscypliny. Do tego celu prowadzi wiele dróg. W mojej ocenie trzeba podejmować różne akcje, aby promować handball szczególnie wśród dzieci. I jedną z takich dróg są właśnie wizyty szkoleniowe i promujące tę dyscyplinę sportu. Podczas tych spotkań chciałem pokazać dzieciom, że trener reprezentacji jest zupełnie normalnym facetem, że to nie jest osoba, której należy się bać albo darzyć przesadnym respektem. Chciałem, aby te dzieci zobaczyły jak bardzo kocham piłkę ręczną, jakim jestem pasjonatem tej dyscypliny. Jeśli tą miłość uda się zaszczepić najmłodszym, wtedy oni zaczną utożsamiać się z tymi sportowcami, których oglądają w meczach ligowych. Pamiętam, gdy jako młody chłopak chodziłem na mecze, to patrzyłem na tych zawodników i zawodniczki jak na idoli, jak na sportowców, którym coś wielkiego udało się osiągnąć. Ja nie mówię, że to jest jedyna recepta na uzdrowienie aktualnej sportowej sytuacji żeńskiego handballu. Ale jest to jeden ze sposobów pozyskania, być może, przyszłych piłkarek ręcznych czy kolejnych generacji dla naszej ukochanej dyscypliny.

Spotkał się Pan również z Wójtem Gminy Kobierzyce Ryszardem Pacholikiem. O czym Panowie rozmawialiście?

Rozmawialiśmy przede wszystkim o klubie KPR Gminy Kobierzyce – o tym co udało im się do tej pory zrobić dla piłki ręcznej w regionie, jakie mają problemy i problemiki do rozwiązania. Jednocześnie na tym spotkaniu odniosłem wrażenie, że ludzie, którzy zaangażowali się w stworzenie tej wspaniałej drużyny włożyli w to wszystko bardzo dużo serca. Przy okazji tej rozmowy widać było, że nie miałem do czynienia z wyrachowanymi zawodowcami, którzy muszą za wszelką cenę odnieść sukces, tylko są to ludzie, którzy kochają to co robią, wykorzystują swoje, z jednej strony ograniczone możliwości, ale jeśli już mogą coś zrobić, to robią wszystko, żeby poprzez ten zespół dać ludziom dużo radości.

Jakie są Pana spostrzeżenia z możliwości uprawiania sportu w Kobierzycach? Czy to jest dobre miejsce, aby rozpocząć swoją przygodę ze sportem? Gmina ma ku temu predyspozycje, infrastrukturę?

Moim zdaniem piłka ręczna to nie jest sport dla wielkich aglomeracji i dużych miast. Tam jest za duża konkurencja, dzieci mają za dużo możliwości. Ja reprezentuję jeszcze tę generację, gdzie swoje mecze ligowe i pucharowe graliśmy w tak zwanym „kurniku”. Śląsk Wrocław – jeden z najlepszych zespołów w historii polskiej piłki ręcznej rozgrywał swoje spotkania w malutkiej hali przy ulicy Saperów. A tutaj w Kobierzycach? Proszę tylko zobaczyć – kiedy ja grałem w piłkę ręczną taka hala to było marzenie. Naturalnie, że tutaj są bardzo duże możliwości. Kobierzyce są idealnym przykładem jak można fajnie zorganizować sportowe życie w małej miejscowości. To jest niesamowite, że mamy tutaj dobry zespół w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju. Jestem ogromnie zbudowany tym co tutaj zobaczyłem.

Z pewnością wizytował Pan również inne ośrodki szkoleniowe w Polsce. Jak Gmina Kobierzyce prezentuje się na tle innych tego typu ośrodków?

Już wcześniej obrałem sobie za cel wizytację ośrodków, w których robi się coś dobrego dla naszego handballu. Odwiedziłem chociażby gminę Ryjewo, nieznaną mi wcześniej miejscowość, z której wywodzą się Magda Balsam, Katarzyna Janiszewska czy Joanna Kozłowska. W tym „kurniku”, który mają do dyspozycji, przy szkolnej hali w wiosce, która upraszczając – ma dwie główne ulice i jeden kościół, wywalczyli kilka medali Mistrzostw Polski juniorek, wychowali zawodniczki, które są w reprezentacji kraju. Trzeba to wszystko docenić, stąd moja wizytacja poprzednio Ryjewie a teraz w Kobierzycach. Chciałem pokazać, że widzę ich znakomitą pracę, którą wykonują i jednocześnie zmobilizować do dalszej. Analogiczna sytuacja jest tutaj. Podobnie było w Płocku, kiedy odwiedziłem dzieci w Szkole Mistrzostwa Sportowego, w której miałem możliwość przeprowadzić trening. Chętnie będę odwiedzał wszystkie inne ośrodki tam, gdzie jeszcze nie w profesjonalnych warunkach, ale robi się wspaniałe rzeczy. Przy zapale dobrych ludzi, energii i chęci można zrobić bardzo dużo.

Śledzi Pan rozgrywki Superligi kobiet. KPR Gminy Kobierzyce zajął siódme miejsce w tym sezonie. Jakby Pan ocenił rozwój i dyspozycję tej drużyny? Przypomnijmy, że KPR dopiero drugi rok występuje na parkietach Superligi, ale zdążył już pokonać między innymi Zagłębie Lubin czy GTPR Gdynia i to na wyjeździe.

Po drodze przytrafiła im się jeszcze nieszczęśliwa, jednobramkowa porażka na własnym parkiecie z MKS Perłą Lublin. Gdyby w rozgrywkach ligowych była przyznawana specjalna nagroda za największy postęp i pozytywne niespodzianki, to nie ma obecnie lepszego kandydata do tej nagrody niż zespół KPR-u Gminy Kobierzyce.

Edyta Charzyńska została ostatnio powołana do kadry polski B, Anna Mączka była wtedy rezerwową. Czy te dziewczyny maja szansę, aby niebawem zagrać w pierwszej reprezentacji? A może ktoś inny z KPR-u wpadł Panu w oko?

Ania Mączka miała sporo problemów zdrowotnych w ostatnim czasie, co z kolei powoduje, że potrzebuje kolejnego czasu na powrót do odpowiedniej dyspozycji. Z Edytą Charzyńską jest podobnie. Ma bardzo poważne problemy z kolanem, baliśmy się nawet czy będzie w stanie kontynuować swoją karierę. Lekarz kadry ocenił jej kontuzję jako poważną. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Obie są w kręgu naszych zainteresowań, ale na tą chwile są jeszcze od nich lepsze zawodniczki. Z kolei bardzo dokładnie przyglądamy się Kindze Jakubowskiej. Miała trochę pecha, ponieważ kiedy dostała powołanie na jedno z wcześniejszych wspólnych zgrupowań złapała kontuzję. To jest jednak dziewczyna, która jak ja to mówię „ma papiery na granie”. Ma dopiero 19 lat, do tego jest leworęczna. Jej rozwój przebiega do tej pory zgodnie z planem. Generalnie, jeśli chodzi o powołania młodych zawodniczek to jednego jestem pewien – żaden talent nie umknie naszej uwadze. Duża zasługa jest w tym również trenerów klubowych, z którymi konsultowałem się na samym początku mojej pracy i prosiłem, aby sygnalizowali i dawali znać, jeśli ktoś będzie się wyróżniał na tle innych zawodniczek.

Zbliża się kolejne zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczami eliminacyjnymi do Mistrzostw Europy, które odbędą się we Francji pod koniec roku. Drużyna w swojej grupie zajmuje drugie miejsce (premiowane awansem) za Czarnogórą, z którą oba spotkania przegrała. Czego zabrakło w tych spotkaniach, aby zdobyć punkty?

W drugim spotkaniu na pewno Moniki Kobylińskiej, Karoliny Kudłacz-Gloc i Weroniki Gawlik. Być może, jeśli te zawodniczki byłyby zdolne do gry to utarlibyśmy nosa drużynie Czarnogóry. Ja jednak chciałbym na to pytanie odpowiedzieć trochę inaczej. Musimy na tą sytuację spojrzeć bardzo realnie i uczciwie. Zmierzyliśmy się z zespołem, w którego składzie są zawodniczki, które na co dzień reprezentują bardzo mocne europejskie kluby, występują w mocniejszych ligach, mają więcej osiągnięć na swoim koncie i to nie jest bez znaczenia. Kiedyś naszym zawodniczkom brakowało, głównie przez problemy polityczne, ogrania i konfrontacji z dobrymi zespołami. Dziś natomiast brakuje nam piłkarek, które grają właśnie w tych dobrych klubach europejskich. W reprezentacjach narodowych, które są od nas lepsze, zawodniczki występują w czołowych, powtarzam czołowych klubach w Europie typu Gyor ETO KC czy CMK Bukareszt. Te piłkarki grają mecze na najwyższym poziomie co 3-4 dni, a nasze dziewczyny od święta. Polskie zespoły odpadają w pierwszych rundach europejskich pucharów. Gdzie te dziewczyny mają się nauczyć takiej walki, takiego handballu jak nie na arenie europejskiej? To jest problem. Fragmentami jesteśmy w stanie walczyć z najlepszymi, ale na dłuższą metę brakuje tego o czym wspomniałem. Co do reprezentacji Czarnogóry to przegraliśmy z zespołem, który na tą chwilę jest chyba od nas nieco lepszy.

Podczas swojej kariery trenerskiej prowadził Pan przede wszystkim żeńskie zespoły aczkolwiek był Pan również selekcjonerem męskiej reprezentacji Holandii. Jaka jest różnica między prowadzeniem męskich i żeńskich drużyn?

Wydaje mi się, że kwestia psychologii odgrywa tutaj ważną rolę. Inaczej trener obchodzi się z kobietami, inaczej z mężczyznami. W męskiej drużynie, gdy pojawia się większy problem to idzie się na piwo, szczerze rozmawia i dochodzi do porozumienia. W żeńskim zespole to by nie przeszło, trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Z kobietami z kolei trzeba być przede wszystkim bardzo szczerym i uczciwym oraz uważać na to co i jak się mówi. Jest cała masa niuansów, które mają wpływ na podejście do pracy z dziewczynami. Są trenerzy, którzy potrafią pracować zarówno z mężczyznami jak i kobietami np. Ulrik Wilbek. Ja też nie mam z tym żadnego problemu, bo miałem epizody z męskimi zespołami. Są jednak trenerzy, którzy absolutnie nie wyobrażają sobie pracy z kobietami. Gdyby Pan spytał np. Zvonimira Serdarusicia to odpowiedziałby, że nigdy w życiu. Wszystko zależy od odpowiedniego podejścia i dostosowania się do różnic. Sposób karania, nagradzania, objaśniania, obcowania na co dzień jest trochę inny niż u mężczyzn.

A jaka jest różnica między prowadzeniem kadry narodowej a zespołu klubowego?

W prowadzeniu reprezentacji narodowej brakuje mi przede wszystkim czasu. Na każdym kroku to podkreślam. Proszę spojrzeć, że na najbliższy mecz eliminacyjny do Mistrzostw Europy z Włoszkami, kadrowiczki z zagranicy dotrą na zgrupowanie ledwie na dwa dni przed meczem. To jest największy problem. Polska liga, niestety, nie jest za silna, dziewczyny nie grają za często ważnych spotkań, dlatego chciałbym je mieć dużo częściej na zgrupowaniach, aby móc im przekazać swoją filozofię gry. Ciągle jestem optymistą, jeśli chodzi o przyszłość kadry kobiet. Pamiętajmy jednak, że piłka ręczna to jest taka dyscyplina sportu, w której trzeba poświęcić trochę czasu, aby coś fajnego wypracować. W 3-4 dni ciężko jest ukształtować zawodniczki czy taktykę dla drużyny. Ktoś powie, że inne reprezentacje też tak pracują. Pytam się które, te znaczące jak Francja, Norwegia, Rosja? To są reprezentacje, które albo są już zbudowane, albo których zawodniczki na co dzień grają mecze w europejskich pucharach. Gdy kadrę prowadził Kim Rasmussen w zachodnich klubach mieliśmy 8-9 reprezentantek. Teraz są tylko Karolina Kudłacz-Gloc, Monika Kobylińska i Adrianna Płaczek. Spróbujemy wykorzystać Bognę Sobiech, która dobrze prezentowała się w Bundeslidze. Reszta występuje w polskiej lidze. Ciężko jest w takiej sytuacji rywalizować z najlepszymi na świecie.

Przez 12 lat był Pan trenerem niemieckiego żeńskiego zespołu Vfl Oldenburg. Nagle przychodzi propozycja objęcia kadry Polski. Trudno było podjąć tą decyzję? Spędził Pan w Oldenburgu kawał swojego życia.

Decyzja była bardzo trudna z kilku powodów. Wielokrotnie kontaktowali się ze mną w przeszłości dziennikarze z Polski, szczególnie kiedy odnosiłem swoje największe sukcesy i zagadywali na temat prowadzenia zespołu narodowego. Zawsze podkreślałem, że moim marzeniem jest prowadzenie kadry Polski. Z drugiej jednak strony pojawiało się pytanie: po tylu latach wywalczyłem sobie bardzo mocną pozycję w Niemczech i mam z tego zrezygnować z dnia na dzień? Nie była to łatwa decyzja. Dostać się do Bundesligi i wiele lat tam przepracować jest bardzo trudno. Dużo moich kolegów po fachu tego próbowało i nigdy im się to nie udało, albo pracowali krótko i wracali. Ja ciągle miałem tam wzięcie. W Bundeslidze miejsc do pracy jest tylko 12, a znakomitych trenerów mnóstwo. Po drugie pracowałem w klubie z zawodniczkami, które przyszły do nas w wieku 17-tu czy 18-tu lat i do dzisiaj tam grają. To były moje dzieci. To jest ogromny sentyment do klubu, do miasta, w którym znam każdy kąt, do ludzi którzy tam mieszkają. Po trzecie, miałem rodzinę, dom i dzieci, które były ode mnie zależne, studiowały. Wcześniej również pojawiały się propozycje prowadzenia reprezentacji, ale uważałem, że nie jestem jeszcze na to gotowy. Gdy przed dwoma laty pojawiła się propozycja, była to inna sytuacja. Miałem spore doświadczenie, dzieci już „wyszły z domu”. Pracowałem w klubie, który ma wypracowaną pozycję w Bundeslidze i był stabilny, ale czułem, że jeśli w tym momencie nie zdecyduję się na prowadzenie kadry, to nie zrobię tego już nigdy. Kontrakt z klubem miałem wciąż ważny, ale doszedłem do wniosku, że zbyt dużo pracy czeka mnie z reprezentacją i muszę poświęcić temu całą energię. Dogadaliśmy się z szefami klubu, po tylu latach znajomości nie było z tym problemu. Podaliśmy sobie ręce. Pożegnanie, które mi wyprawili będę pamiętał do końca życia. Przyjechały zawodniczki z całej Europy, żeby mnie pożegnać. Poleciały łzy z oczu. Ale przecież moim marzeniem było prowadzenie reprezentacji Polski i nie żałuję tej decyzji.

W lipcu miną 2 lata od momentu, kiedy został Pan trenerem kadry Polski. Na pewno postawił Pan przed sobą jakieś cele do wykonania np. wprowadzenie nowej taktyki, zmiana stylu gry, powołanie młodych zawodniczek. Co udało się już zrobić, a co wymaga jeszcze czasu?

Kilka rzeczy udało się już zrealizować. Przede wszystkim moim celem było przyspieszenie gry zespołu. Chcemy grać szybko, ofensywnie z wykorzystaniem kontrataku. Wprowadziliśmy kilka młodych i nowych zawodniczek, chociaż rotacja i walka o powołanie do kadry cały czas trwa. Poza tym udało nam się odnieść kilka bardzo wartościowych zwycięstw, które budują zespół np. ze Szwecją, Brazylią, Angolą oraz Rumunią. Powiedziałbym, że nawet więcej niż w analogicznym momencie, kiedy trenerem był Kim Rasmussen, którego bardzo szanuję za to jaką pracę tu wykonał. Wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze. Apeluję tylko do sceptyków: bądźcie cierpliwi i dajcie nam trochę czasu. Zaufajcie naszej ciężkiej pracy. Dobrego zespołu nie buduje się w tydzień.

Polska i Niemcy – dwa światy biorąc pod uwagę szkolenie?

Naturalnie widać różnice. Nie chcę powiedzieć, że one są na korzyść jednej bądź drugiej strony. My w Polsce mamy wielu znakomitych trenerów. Problemem jest poziom ligi, która na zachodzie cieszy się większą popularnością, jest bardziej wyrównana i silniejsza. Jest więcej zespołów, które prezentują wysoki poziom z racji tego jakie pieniądze wykłada się tam na handball. A co za tym idzie? Grają tam lepsze zawodniczki z całego świata. My z kolei zatrudniamy często zagraniczne szczypiornistki, które delikatnie mówiąc, prezentują mizerny poziom blokując tym samym miejsce np. juniorkom, które potrzebują grania. Kolejna sprawa to promocja i organizacja meczów ligowych. Gdyby miał Pan okazję zobaczyć, jak wygląda oprawa meczu ligowego np. w Oldenburgu, to byłby Pan zachwycony. Już przed meczem czuć, że szykuje się wielkie święto – gaśnie światło, na telebimie wyświetlają się krótkie filmiki dotyczące danego meczu, gra muzyka, ludzie wiwatują, kolokwialnie mówiąc jest moc. A u nas? Na mecz ustępującego mistrza kraju  GTPR-u Gdynia przychodzi 120 osób. Oczywiście, nie wszędzie tak jest i Kobierzyce pod tym względem pozytywnie zaskakują, ale mimo wszystko to jest kolejna z różnic, która ma wpływ na poziom ligi. Następna kwestia dotyczy nas trenerów. Uważam, że w Polsce mamy bardzo dobrych, ale ciągle powinniśmy się doszkalać, by stawać się jeszcze lepszymi. Ja dlatego wyjechałem do Niemiec, aby nauczyć się fachu i osiągać sukcesy. Kiedy rozpocząłem pracę w Bundeslidze i zacząłem wygrywać tam oraz w europejskich pucharach to było wszystko super. Ale kiedy ponosiłem porażki to zadawałem sobie pytanie: o co chodzi, co się stało? Trener drużyny przeciwnej trenuje codziennie, ja też. Ja mam ku temu dobre możliwości, on też. To dlaczego on jest lepszy? I wtedy wszystko się zaczęło: szczegółowe analizy meczów video, statystyki, niuanse, taktyka. Szukałem szczegółów i detali, dzięki którym mogę stać się lepszy od nich. I udało mi się je znaleźć, bo przecież wygrałem tam bardzo dużo tytułów i to nieraz. To jest efekt bardzo ciężkiej pracy. Chciałem być tak samo dobry jak inni trenerzy. Skoro ktoś mnie ogrywa, to musiał odkryć coś lepszego niż ja wcześniej odkryłem. Dużo pracy włożyłem w to, aby znaleźć się w miejscu, którym teraz jestem. Nasze zespoły w europejskich pucharach przegrywają ze średnimi drużynami z Węgier czy Norwegii, w których brak jest jakichkolwiek kadrowiczek. Trzeba się zastanowić, dlaczego? Nikt nie rodzi się od razu piłkarką ręczną. Ktoś te kobiety nauczył grać. Dlaczego inni mogą ze średniaków wycisnąć maksimum, a my nie?

Przeprowadził Pan trening pierwszej drużyny KPR-u Gminy Kobierzyce. Jak ocenia Pan poziom tego zespołu?

Na pewno w tych zawodniczkach tkwią duże możliwości. Popracowałem tutaj z fajnymi dziewczynami, które chciały się czegoś nauczyć i to jest bardzo ważne. Odniosłem wrażenie, że wylądowałem w gronie pasjonatów, w gronie ludzi pozytywnie zwariowanych na punkcie piłki ręcznej. Każda osoba w Kobierzycach, z którą miałem styczność przez te dwa dni kocha handball i to jest piękna sprawa.

Jak układa się Panu praca z trenerami klubowymi w naszym kraju?

Różnie. Jak w życiu, z jednymi lepiej, z drugimi gorzej. Rozpoczynając pracę z reprezentacją wysłałem do wszystkich klubów oraz ich trenerów list z prośbą o uwagi krytyczne i pozytywne potencjalnych kandydatek. Niektórzy trenerzy są bardzo aktywni na tym polu, inni mniej. Zawsze mówiłem, że to jest nasza wspólna reprezentacja, a nie tylko Leszka Krowickiego. Jeśli będziemy współpracować to może wyjść z tego coś dobrego. Trenerzy klubowi będą mieli z tego pożytek, ja będę miał i zawodniczki również. Tylko zróbmy to razem, bo budowanie kadry to jest praca zespołowa.

Rozmawiał Marcin Janowski

Foto: Gazeta Sąsiedzka



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
bezchmurnie

Temperatura: -2°C Miasto: Wrocław

Ciśnienie: 998 hPa
Wiatr: 9 km/h

Komentarze
Autor komentarza: Boks KobierzyceTreść komentarza: Dziękujemy Gazeta Sąsiedzka.Data dodania komentarza: 26.09.2024, 20:17Źródło komentarza: Boks Kobierzyce. „Letnia Szkoła Boksu” okazała się strzałem w dziesiątkę!Autor komentarza: Mikołaj PawlakTreść komentarza: Łukasz to jest gość !Data dodania komentarza: 23.11.2023, 09:41Źródło komentarza: MAILO – psi champion z Kobierzyc!Autor komentarza: AniaTreść komentarza: Czekamy na najlepszą szkołę w Bielanach Wrocławskich :)Data dodania komentarza: 17.11.2022, 01:10Źródło komentarza: American School of Wrocław – wkrótce z nowym zespołem edukacyjnym w Bielanach WrocławskichAutor komentarza: JacekTreść komentarza: ta cała przerubka dróg to jedno wielkie gówno ja proponuję wszystkim w odległości do jednego kilometra od przyszłej autostrady złożyć wnioski o odszkodowanie jak jeden mąż i żona bo najpierw wydają pozwolenia na budowę a potem budują drogę pod nosem najlepiej niech puszczą drogę przez podwurko tych planujących drogi niema nigdzie tak powalonych polityków jak w Polsce powinni mieć napisane na plecach ubij waćpan wstydu oszczędźData dodania komentarza: 15.11.2022, 18:59Źródło komentarza: Autostrada A4. Zbliża się potężny remont na terenie gminy KobierzyceAutor komentarza: JATreść komentarza: moje dziecko chodzilo do złobka asw i bardzo nie polecam. Rozwiazałąm umowe po kilku miesiacach. Dzieci nawet takie malutkie siedza i ogladaja bajki w złobku... Mam jeszcze inne zastrzezenia o ktorych nie chce tu pisac.Data dodania komentarza: 15.08.2022, 15:16Źródło komentarza: American School of Wrocław – wkrótce z nowym zespołem edukacyjnym w Bielanach WrocławskichAutor komentarza: Wrocław Treść komentarza: Moje dziecko jest w ASW od początku puki było mała kameralna placówka było super wszystko dopilnowane. Aktualnie podstawówka to nie porozumienie dzieci się nie uczą program jest nie realizowany . Zamiast się uczyć włączają filmy do oglądania albo proponują rysowanie lektur w 4 klasie . Zdecydowanie nie polecam . Szukam alternatywny bo płaci się dużo pieniądze ze przechowanie dzieci. Data dodania komentarza: 27.02.2022, 02:50Źródło komentarza: American School of Wrocław – wkrótce z nowym zespołem edukacyjnym w Bielanach Wrocławskich
Reklamaprosto i po polsku
Reklama